Pętla już się domyka. Z Bostonu mkniemy prosto do Nowego Jorku na lotnisko JFK, skąd zaczynaliśmy objazd.
Pomimo tłumów ludzi, drobiazgowej kontroli, odprawa przebiega dosyć sprawnie. Gorzej ze startem samolotu. Olbrzymi ruch w powietrzu sprawił, że wystartowaliśmy z ponad godzinnym opóźnieniem, akurat z takim, ile mieliśmy czasu na przesiadkę w Paryżu. Samolot nieco nadrobił opóźnienie w powietrzu, a i tak całą drogę mieliśmy dylemat - zdążymy czy nie zdążymy. Samolot do Warszawy czekał na nas - te same linie lotnicze - a i tak lotnisko pokonywaliśmy biegiem, pilotowani przez obsługę.
W Warszawie okazało się, że my zdążyliśmy ale nasze bagaże już nie. Ale dotarły następnym lotem i dostarczono je do domu.
Co tu jeszcze napisać o wycieczce. Jak wszędzie były plusy i minusy. Ale czas robi swoje, te gorsze wspomnienia zacierają się, pamiętamy to co chcemy pamiętać. A że jest co wspominać, to pozostanę przy tych miłych wrażeniach.
To moja druga wycieczka w ostatnich latach do Ameryki Płn. Gdybym miała je porównywać, to zdecydowanie polecam tę pierwszą, na zachód USA. Pewnie dlatego, że wtedy głównie zwiedzaliśmy parki narodowe, co bardziej mi odpowiadało, a teraz przede wszystkim miasta. Ale nie żałuję, w tak krótkim czasie zwiedziliśmy mnóstwo miejsc no i zobaczyłam wodospad Niagarę, na co od dawna miałam ochotę.
Wtedy sądziłam, że do Stanów już nie wrócę, a poleciałam. Teraz też tak mi się wydaję ale już pamiętam, żeby nigdy nie mówić nigdy.
No to żegnaj Ameryko, chociaż nie wiem czy na zawsze.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńNo, proszę, opóźnienie samolotu w Ameryce. A u nas, jak wiał Ksawery, to wielką aferę ludzie przed kamerami telewizyjnymi robili, narzekając na lotnisko.
Wycieczki zazdroszcze, o! :)
Pozdrawiam serdecznie.
Mamy to już w naturze, że lubimy narzekać ;(
UsuńPozdrawiam :)