26 listopada 2013
Kolacja z lobsterem
Po przekroczeniu granicy kanadyjsko-amerykańskiej wieczorem docieramy do Bostonu. I gdzie 'lądujemy'? Oczywiście w dzielnicy chińskiej.
Nasza wycieczka była międzynarodowa, ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero po przylocie do NY. Oprócz grupy polskiej liczącej 22 osoby, 2-ch Irlandczyków, jednej rodziny z Wenezueli, resztę, w przewadze, stanowili Azjaci. I amerykański touroperator był z pochodzenia Chińczykiem, tak że posiłki bardzo często były zarezerwowane w chińskich restauracjach. Nie budziło to naszego entuzjazmu, można było najwyżej z nich zrezygnować.
Atrakcją kolejnej chińskiej kolacji był lobster - czyli homar. Instrukcję obsługi - jak jeść - zademonstrowała nasza przewodniczka. Ale entuzjazmu nie było. Próbowaliśmy z ciekawości. Ale niektórym wystarczyło samo oglądanie i homary powędrowały na stoły naszych azjatyckich towarzyszy podróży, gdzie spotkały się z ciepłym przyjęciem.
Nam pozostało pomarzyć o ... schabowym.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńChyba nie przeczytałam listopadowych wpisów, a tu tak ciekawie. Muszę to nadrobić.
Też bym nie jadła homara. Nie ma to, jak schabowy ;) :)))
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję i serdecznie zapraszam :)
Usuń