31 maja 2011

Dzień 3 - wzdłuż wybrzeża


Na dzień dzisiejszy zaplanowany jest przejazd drogą nr 1 - tzw. Pacific Highway - biegnącą wzdłuż wybrzeża Oceanu Spokojnego, z Los Angeles do San Francisco. To malownicza droga uznawana przez niektórych za najpiękniejszą na świecie.
I nie ma w tym żadnej przesady. Piękne plaże, fale rozbijające się o brzeg, ciekawa roślinność - to robi wrażenie.


Po drodze spotykamy skupisko słoni morskich. Ich olbrzymie cielska wylegują się na plaży i pluskają w wodzie. 
A wśród nabrzeżnej roślinności mnóstwo wiewiórek w ogóle nie bojących się ludzi.



Niestety, całego odcinka zaplanowanej trasy nie udaje się przejechać ze względu na zamknięcie drogi z powodu osuwiska. Ponieważ najpiękniejsze punkty widokowe dopiero przed nami, decydujemy się wrócić na autostradę i na drogę nr 1 wjechać od północy, a potem kierować się na południe. Trasa bardzo się wydłuży, ale dzięki temu możemy zobaczyć i 17 Mile Drive, i Big Sure.

30 maja 2011

Dzień 2 - Los Angeles


Dzisiaj nasz przewodnik odbiera z wypożyczalni samochód, którym będziemy poruszać się po Stanach. To 7-miejscowy Dodge Grand Caravan, z napędem flex - na benzynę lub alkohol. Nas jest 6 osób, więc w środku jest dość wygodnie. Trochę zbyt mały bagażnik jak dla tej ilości bagaży, którą posiadamy ale udaje się je upchnąć.

 








A w planie zwiedzanie Los Angeles, potocznie zwanym Miastem Aniołów.


28 maja 2011

Dzień 1 - podróż

Podróż b. długa, trwająca dobę, w tym lot z Londynu do Los Angeles 11 godzin. Do LA lecimy Boeingiem 747-400, dwupokładowy  kolos, ale niezbyt komfortowy. Fotele węższe niż w samolocie, którym przylecieliśmy z Warszawy do Londynu. Przy tak długim locie nie jest to zbyt wygodne. No, ale na dalekich trasach trzeba "upchnąć" w samolocie jak najwięcej pasażerów /ponad 400/. Lecimy nad Islandią, Grenlandią, płn.-zach. Kanadą i zachodnią częścią USA.


 
Dzięki zmianie stref czasowych, podróż "skróciła" się o 9 godzin, w LA jesteśmy tego samego dnia.   

Jedziemy hotelowym busem na miejsce zakwaterowania i staramy się wypocząć przed kolejnym dniem. Jutro zaczynamy naszą wędrówkę - przed nami 4 stany /Kalifornia, Newada, Utah, Arizona/ i kilka tysięcy kilometrów.

Ale sen, jak na złość, nie nadchodzi.

27 maja 2011

Było, minęło

- trochę szkoda, bo było co oglądać. Czas szybko płynie, wróciłam. Głowa pełna wrażeń, notes zapisków a aparat fotograficzny zdjęć.
Ale będzie po kolei.

8 maja 2011

Komu w drogę...

...temu czas. No właśnie, już czas. Bagaż spakowany. Wyruszamy jutro, b.wcześnie rano, wynajętym busem  do Warszawy. No i dalej, przez Londyn do Los Angeles.
"Do zobaczenia" po powrocie.