Podróż
b. długa, trwająca dobę, w tym lot z Londynu do Los Angeles 11 godzin.
Do LA lecimy Boeingiem 747-400, dwupokładowy kolos, ale niezbyt
komfortowy. Fotele węższe niż w samolocie, którym przylecieliśmy z
Warszawy do Londynu. Przy tak długim locie nie jest to zbyt wygodne. No,
ale na dalekich trasach trzeba "upchnąć" w samolocie jak najwięcej
pasażerów /ponad 400/. Lecimy nad Islandią, Grenlandią, płn.-zach.
Kanadą i zachodnią częścią USA.
Dzięki zmianie stref czasowych, podróż "skróciła" się o 9 godzin, w LA jesteśmy tego samego dnia.
Jedziemy
hotelowym busem na miejsce zakwaterowania i staramy się wypocząć przed
kolejnym dniem. Jutro zaczynamy naszą wędrówkę - przed nami 4 stany
/Kalifornia, Newada, Utah, Arizona/ i kilka tysięcy kilometrów.
Ale sen, jak na złość, nie nadchodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz