22 czerwca 2011

Dzień 14 - San Xavier i Tombstone

Około pół godziny jazdy na południe od Tucson, gdzie dziś nocowaliśmy, znajduje się misja hiszpańska San Xavier. Misja została utworzona w 1692 r. przez Jezuitę Ojca Kino, a w 1768 r. kontrolę nad nią przejęli Franciszkanie. Niedługo potem kościół został zniszczony przez Indian. W 1783 r. misja została odbudowana pod kierunkiem Ojców Franciszkanów w miejscu oddalonym o ok. 2 mile od pierwotnej lokalizacji. San Xavier został nazwany "Kaplicą Sykstyńską Nowego Świata", a ci sami artyści z Włoch, którzy pracowali nad Kaplicą Sykstyńską przybyli do San Xavier, aby pomóc w przywróceniu jej wnętrzu oryginalnego blasku. Ceglane mury misji mają w niektórych miejscach prawie 2 metry grubości i są pokryte wapieniem na bazie gipsu, który zawierał sok z opuncji kaktusa. 
Pomimo, że minęło już ponad dwieście lat historii San Xavier , to Franciszkanie nadal sprawują posługę  na terenie misji. San Xavier czynna jest codziennie  dla turystów i pielgrzymek katolickich. Na dużym placu przed kościołem, na rozstawionych straganach można zjeść oryginalne dania serwowane przez miejscową ludność.

Jedziemy dalej na południe i docieramy do granicy meksykańskiej. Siatka i mur oddzielają dwa państwa. Zatrzymujemy się w małym przygranicznym miasteczku Nogales aby coś zjeść. Wybór nie był zbyt udany, długie czekanie na obsługę, niezbyt apetyczne jedzenie a potem zawyżony rachunek, o który trzeba było się spierać.

 
Ale celem naszej podróży jest dzisiaj Tombstone, więc skręcamy na wschód.
Tombstone to miasteczka jak z westernu. Powstało w XIX w., po odkryciu tutaj złóż srebra.Jego nazwa – Tombstone /Nagrobek/ - wzięła się stąd, że poszukiwacze prędzej spodziewali się znaleźć tutaj własny nagrobek niż złoża srebra. Dzisiaj nie ma tutaj już kopalni srebra, ale miasteczko wygląda tak jakby od tamtych czasów upłynęło niewiele lat. Utrzymuje się klimat „dzikiego zachodu”. Drewniane chodniki, zakurzone ulice, saloony z drzwiami wahadłowymi, konne dyliżanse pędzące przez miasto.




Podczas naszego pobytu mieliśmy możliwość obejrzenia inscenizacji strzelaniny z dawnych lat, odbywającej się na ulicy.
















                                                                          












Obiad jemy w najprawdziwszym saloonie, z muzyką country i paniami obsługującymi gości w strojach z epoki.





No i na koniec jeszcze wizyta na zabytkowym cmentarzu, gdzie chowano ofiary licznych strzelanin i skazanych wyrokami sądu, czasami nawet niewinnych jak ten spoczywający pod tym nagrobkiem.










Gdy wracamy na nocleg do Tuckson, gdzie spędzimy drugą noc z rzędu, w pobliżu granicy z Meksykiem zatrzymuje nas patrol straży granicznej. Po opowiedzeniu się, że jesteśmy turystami z Polski słyszymy swojskie "Jak sie macie",  ale i tak zostajemy poddani kontroli paszportowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz